27 kwietnia 2012

Nie lubię rumu - recenzja filmu "Dziennik zakrapiany rumem"

Po bardzo długim czasie leżakowania tego filmu w komputerze, wczoraj przyszedł czas żeby go obejrzeć. Zwiastuny były obiecujące, jednak recenzje dużo gorsze, dlatego też miałam pewną obawę przed oglądaniem "Dziennika...". 

"Dziennik zakrapiany rumem" powstał na motywach powieści Huntera S. Thompsona. Jego pamięci jest też dedykowany. Rola Johnnego Deppa nie powinna być zaskoczeniem, gdyż był on wieloletnim przyjacielem autora.

Johnny Depp w filmie w rolę Paula Kempa, niespełnionego pisarza, który pozostawia Nowy Jork na rzecz Portoryko. Tam próbuje zdobyć doświadczenie jako dziennikarz w podupadającej amerykańskiej gazecie. Niestety jego zapędy pisarskie hamuje redaktor naczelny i dziennikarstwo głównego bohatera kończy się na relacjonowaniu otwarć kręgielni i pisaniu horoskopów. Wszystko jest okraszone ogromną ilością rumu, czasem wysokoprocentowego. Już na początku filmu poznajemy istotną postać filmu, czyli przedsiębiorcę spod ciemnej gwiazdy Sandersona, którego gra Aaron Eckhart. Swoja drogą bardzo bezbarwny i nijaki. W efekcie różnych obietnic, dużej ilości rumu i pięknej narzeczonej Sandersona, Kemp wpada w kłopoty.

Poziom humoru w filmie ratują odtwórcy ról przyjaciół Kempa - Michael Rispoli i Giovanni Ribisi. Szczególnie ten drugi śmieszy w roli wiecznie pijanego neonazisty. Niestety rola Paula Kempa nie wnosi niczego nowego do dorobku Deppa. Jesteśmy już przyzwyczajeni do tego, że jego role to najczęściej bardzo ekscentryczne postaci.

Pomimo wykreowanego Portoryko z lat '60, pięknych plaż, widoków, pięknych samochodów i przystępnej gry aktorskiej, sam scenariusz jest największą wadą tego filmu. Przedstawiona historia w rzeczywistości wydaje się zbiorem epizodów, scen i wątków, bardzo często brutalnie urywanych bądź nieumiejętnie rozwiniętych lub zupełnie nic nie wnoszących (jakkolwiek zabawne by nie były). Gdy w ostatnich 20 minutach akcja rozkręca się dając widzowi nadzieję na jeszcze godzinę dobrej fabuły, pojawienie się napisów końcowych potwierdza fakt, że reżyser zmarnował nam niespełna dwie godziny czasu. Niestety świetne zdjęcia, gra aktorska, muzyka i sam Johnny Depp nie rekompensują rozczarowania.

Moja ocena:
4/10

1 komentarz: